Jeździec: Ilaria Caravaggio
Trener: Arianna Franco
Cel: Znalezienie naturalnej równowagi konia
Arianna staneła przy mnie, pomagając mi podpiąć popręg.
- Okey, jedziemy. Na razie pozbieraj lekko wodze, ale musisz dać Sodi znać, że kontakt ma być bardzo delikatny. Mimo to nadal podpieraj wewnętrzną łydką.
Zostałyśmy na kwadracie o wielkości 40 x 40 metrów, by Arianna mogła lepiej kontrolować przebieg treningu. Rozluźniłam pośladki według jej polecenia i uspokoiłam łydki, dając ewentualnie jeden mocny sygnał oraz następujące po nim lekkie dotknięcie bata. Suburbia zabierała mnie razem ze sobą, delikatnie płynąc i falując grzbietem, jednocześnie wyciągając mocno krok do przodu,. jednakże nie pędząc. Poprzez delikatny kontakt i wzmożone działanie łydki, zmuszona była do niesienia sama głowy. Zewnętrzna wodza dawała tylko minimalne oparcie.
Następnym ćwiczeniem jakie zaczęłyśmy był, kwadrat ze zwrotami na przodzie w stępie. Powoli, lecz nadal obszernym ruchem klacz szła do przodu, by następnie w samym rogu, na drugim śladzie, zrobić zwrot od wewnętrznej łydki w bardzo powolnym kłusie i dalej pomaszerować do przodu tak, jak wcześniej. Na początku zwroty wychodziły jej nico opornie, ponieważ ruch w przód i jednocześnie krzyżowanie tylnych nóg nie szło jej w parze, także ćwiczenie wypadało mało płynnie, jednak, znowu dodałam łydki wzmocnionej batem, po czym zaczęło wszystko równomiernie z siebie wynikać. Według polecenia, odchyliłam się mocniej do tyłu, odciążając jeszcze mocniej przy zwrotach przód konia. Zmieniłyśmy stronę i spróbowałyśmy jeszcze raz. Klacz na początku nieco za mocno wypadała tym razem w przód, nie przenosząc ciężaru na zad, jednak po kilku poprawkach, gorsza strona także zaczęła wychodzić. Rozluźniłam rękę, oddając wedle polecania jeszcze więcej wodzy, będąc jednocześnie na granicy kontaktu. Na dwóch ze ścian wyrzucałyśmy zad na zewnątrz, mocniej działając wewnętrzną łydką, jednak na dwóch pozostałych zmieniałyśmy ustawienie na zupełnie odwrotne. Przy tak szybkich zmianach w kłusie, nie mogłam wyjechać ładnie narożników, ponieważ zabrakło mi momentu wyprostowania, a raczej czasu na nie.
- Jedź myślami na wprost ściany, jakbyś chciała w nią wjechać, jednak łydkami wyrzucaj odpowiednio zad w do mnie lub ode mnie.
Wykonałam polecenie, myśląc mocniej o kierunku jazdy, przez co nieco zablokowałam biodra i nie pozwoliłam klaczy, by uciekła mi spod dosiadu. Arianna kazałą mi robić to ćwiczenie na coraz to luźniejszych wodzach, działając jednocześnie mocniej dosiadem. Jeszcze raz odchyliłam się, rozluźniłam w ręce, dając ją niżej, do kłębu oraz siadając mocniej w siodło. Klacz opuściła nisko łeb, podążając za wodzą, jednak nie tak jak do żucia, lecz znajdując taką równowagę w kłusie, która pozwalała jej na samoniesienie łba w równowadze z resztą ciała, pracując z jeźdźcem na grzbiecie i rozkładając jego ciężar tak, że nie wybijał klaczy z własnego rytmu. Kroki stały się dużo obszerniejsze, wygodne, zadem mocno wkraczające pod kłodę, miękkie i elastyczne, mimo braku kontaktu w ręce jeźdźca. Gdy koń chwilowo za bardzo pędził, próbując dogonić własny ciężar, działałam mocniej wewnętrzną łydką, oraz siadałam mocniej, ale luźniej w siodle, tak by pomóc mu się znów odnaleźć. Miało być spokojnie, długo, do przodu, ale w ramach i równowadze, przede wszystkim. Nad tym właśnie pracowałyśmy. Pierwsze zagalopowanie było jeszcze z lekka rozgrzewkowe, a przejście na długiej wodzy wybiło klacz na tyle mocno, że znowu zaczęła drobić, słabiej podstawiając zad oraz pędząc do przodu, szukając równowagi na wodzach. Podniosłam wyżej wewnętrzną ręką w ramach krótkiej półparady, następnie opuszczając ją tuż do kłębu, a kiedy klacz podążyła za ruchem ręki, podparta łydką, pochwaliłam ją. Mocniej ją przygotowałam, dosiadem, a następnie dałam jeszcze jeden znak do zagalopowania. Jednoznacznie rozgraniczyłam łydki i popchnęłam biodrem, tym razem klacz nie rozpędziła się, tylko płynnie przeszła do wyższego chodu.
- Okey teraz się rozluźnij i dosiadem spróbuj podnieść ją na przodzie. By ją rozluźnić i pomóc jej znaleźć równowagę musisz zrobić wysoką półparadę i podeprzeć bardzo mocną, jednoznaczną łydką.
Tak też zrobiłam, jednak półparada nieco różniła się od tej którą znałam. Trenerka kazała mi przejść do stój z galopu, co Suburbia zrobiła bez problemu, po czym do mnie podeszła i zaczęła wyjaśniać, gdzie dokładnie ma działać półparada, by rozluźnić potylicę, natomiast koń ma się opierać na zewnętrznej ręce o tyle, by rzeczywiście to rozluźnienie przeszło przez pysk do potylicy, a nie spowodowało tylko odwrócenie głowy konia w bok. Zagalopowaliśmy ze stój jeszcze raz, ale na luźnej wodzy, tak by klacz pozostawiona bez oparcia, nie podrzuciła zadu, czyli by zostawiona sama, nadal mogła odnaleźć równowagę, o której mówiłyśmy cały trening. Miękko usiadłam, rozluźniłam ramiona, oddając najpierw rękę w dół, potem w stronę wędzidła, co podparłam łydką, a następnie wracając do niskiego ustawienia dłoni z początku i wykonując półparadę, którą pokazała mi Arianna. Najpierw robiłyśmy sukcesywnie przejścia tylko do kłusa, tak by klacz nie rozpadała się w nich bez oparcia. Początkowo, niemalże od razu rozpędzała się, kładąc całą energię na przodzie, jednak po kilku powtórzeniach oraz mocniejszym i lepszym przygotowaniu do przejść zachowywała przy tym odpowiedni, obszerny, jednak niepędzący rytm oraz naturalne, wydłużone nieco ramy. Miękko bez szarpnięć przechodząc do chodu niżej oraz chodu wyżej. By nieco utrudnić jej zadanie zaczęliśśmy robić przejścia stęp- galop. Co najważniejsze, wracając do stępa kroczącego, obszernego, lecz spokojnego. Znowu klacz wyrzucała zad do góry, musząc w pierwszym odruchu dociąążyć przód i dopiero z wolnego zadu zacząć galop. Wycofałam się mocno do tyłu, podnosząc klacz nieco w stępie do góry, pracując mocnym sygnałem łydką, a następnie powtórzyłam ćwiczenie. Na początku klacz była mocno zaskoczona, jednak nie tylko zaczęła równo przechodzić w górę, ale i w dół z galopu do stępa, gdzie nie było już krótkich nerwowych, pierwszych kroków. W galopie nadal pracowałyśmy wysoką półparadą, rozluźniającą potylicę, a w końcu Suburbia może i bez kontaktu, ale sama się niosła w harmonii, nie gubiąc własnej równowagi, dzięki czemu przejścia stały się lżejsze, ładniejsze, mniej wymagające, spokojne i równe, a chód następujący po nim miał takie same cechy jak wcześniejszy.
- Ilaria, świetnie! Może tego nie widzisz, ale Subi sama przeżuwa wędzidło, spieniła się równomiernie, pozostając całą jazdę na równomiernym kontakcie w harmonii z tobą, świetna robota - skomentowała Arianna, kończąc na tym jazdę.
Mimo, iż klacz jest bardzo młoda, to bardzo chybko się uczy, a poszukiwanie równowagi u tak niedoświadczonego konia jest niemalże podstawą. Dopiero przy lekkich przejściach od dosiadu, można dodać rękę, która ma tylko i wyłącznie pomóc koniu w odbieraniu nieco precyzyjniejszych sygnałów. Suburbia mimo, iż miała na początku małe problemy, w końcu uzyskała energię, dzięki której zauważalne było samoniesienie, które, co więcej, wcale jej nie zmęczyło, a wręcz przeciwnie, poprawiło wydolność treningową klaczy.
Wykonałam polecenie, myśląc mocniej o kierunku jazdy, przez co nieco zablokowałam biodra i nie pozwoliłam klaczy, by uciekła mi spod dosiadu. Arianna kazałą mi robić to ćwiczenie na coraz to luźniejszych wodzach, działając jednocześnie mocniej dosiadem. Jeszcze raz odchyliłam się, rozluźniłam w ręce, dając ją niżej, do kłębu oraz siadając mocniej w siodło. Klacz opuściła nisko łeb, podążając za wodzą, jednak nie tak jak do żucia, lecz znajdując taką równowagę w kłusie, która pozwalała jej na samoniesienie łba w równowadze z resztą ciała, pracując z jeźdźcem na grzbiecie i rozkładając jego ciężar tak, że nie wybijał klaczy z własnego rytmu. Kroki stały się dużo obszerniejsze, wygodne, zadem mocno wkraczające pod kłodę, miękkie i elastyczne, mimo braku kontaktu w ręce jeźdźca. Gdy koń chwilowo za bardzo pędził, próbując dogonić własny ciężar, działałam mocniej wewnętrzną łydką, oraz siadałam mocniej, ale luźniej w siodle, tak by pomóc mu się znów odnaleźć. Miało być spokojnie, długo, do przodu, ale w ramach i równowadze, przede wszystkim. Nad tym właśnie pracowałyśmy. Pierwsze zagalopowanie było jeszcze z lekka rozgrzewkowe, a przejście na długiej wodzy wybiło klacz na tyle mocno, że znowu zaczęła drobić, słabiej podstawiając zad oraz pędząc do przodu, szukając równowagi na wodzach. Podniosłam wyżej wewnętrzną ręką w ramach krótkiej półparady, następnie opuszczając ją tuż do kłębu, a kiedy klacz podążyła za ruchem ręki, podparta łydką, pochwaliłam ją. Mocniej ją przygotowałam, dosiadem, a następnie dałam jeszcze jeden znak do zagalopowania. Jednoznacznie rozgraniczyłam łydki i popchnęłam biodrem, tym razem klacz nie rozpędziła się, tylko płynnie przeszła do wyższego chodu.
- Okey teraz się rozluźnij i dosiadem spróbuj podnieść ją na przodzie. By ją rozluźnić i pomóc jej znaleźć równowagę musisz zrobić wysoką półparadę i podeprzeć bardzo mocną, jednoznaczną łydką.
Tak też zrobiłam, jednak półparada nieco różniła się od tej którą znałam. Trenerka kazała mi przejść do stój z galopu, co Suburbia zrobiła bez problemu, po czym do mnie podeszła i zaczęła wyjaśniać, gdzie dokładnie ma działać półparada, by rozluźnić potylicę, natomiast koń ma się opierać na zewnętrznej ręce o tyle, by rzeczywiście to rozluźnienie przeszło przez pysk do potylicy, a nie spowodowało tylko odwrócenie głowy konia w bok. Zagalopowaliśmy ze stój jeszcze raz, ale na luźnej wodzy, tak by klacz pozostawiona bez oparcia, nie podrzuciła zadu, czyli by zostawiona sama, nadal mogła odnaleźć równowagę, o której mówiłyśmy cały trening. Miękko usiadłam, rozluźniłam ramiona, oddając najpierw rękę w dół, potem w stronę wędzidła, co podparłam łydką, a następnie wracając do niskiego ustawienia dłoni z początku i wykonując półparadę, którą pokazała mi Arianna. Najpierw robiłyśmy sukcesywnie przejścia tylko do kłusa, tak by klacz nie rozpadała się w nich bez oparcia. Początkowo, niemalże od razu rozpędzała się, kładąc całą energię na przodzie, jednak po kilku powtórzeniach oraz mocniejszym i lepszym przygotowaniu do przejść zachowywała przy tym odpowiedni, obszerny, jednak niepędzący rytm oraz naturalne, wydłużone nieco ramy. Miękko bez szarpnięć przechodząc do chodu niżej oraz chodu wyżej. By nieco utrudnić jej zadanie zaczęliśśmy robić przejścia stęp- galop. Co najważniejsze, wracając do stępa kroczącego, obszernego, lecz spokojnego. Znowu klacz wyrzucała zad do góry, musząc w pierwszym odruchu dociąążyć przód i dopiero z wolnego zadu zacząć galop. Wycofałam się mocno do tyłu, podnosząc klacz nieco w stępie do góry, pracując mocnym sygnałem łydką, a następnie powtórzyłam ćwiczenie. Na początku klacz była mocno zaskoczona, jednak nie tylko zaczęła równo przechodzić w górę, ale i w dół z galopu do stępa, gdzie nie było już krótkich nerwowych, pierwszych kroków. W galopie nadal pracowałyśmy wysoką półparadą, rozluźniającą potylicę, a w końcu Suburbia może i bez kontaktu, ale sama się niosła w harmonii, nie gubiąc własnej równowagi, dzięki czemu przejścia stały się lżejsze, ładniejsze, mniej wymagające, spokojne i równe, a chód następujący po nim miał takie same cechy jak wcześniejszy.
- Ilaria, świetnie! Może tego nie widzisz, ale Subi sama przeżuwa wędzidło, spieniła się równomiernie, pozostając całą jazdę na równomiernym kontakcie w harmonii z tobą, świetna robota - skomentowała Arianna, kończąc na tym jazdę.
Mimo, iż klacz jest bardzo młoda, to bardzo chybko się uczy, a poszukiwanie równowagi u tak niedoświadczonego konia jest niemalże podstawą. Dopiero przy lekkich przejściach od dosiadu, można dodać rękę, która ma tylko i wyłącznie pomóc koniu w odbieraniu nieco precyzyjniejszych sygnałów. Suburbia mimo, iż miała na początku małe problemy, w końcu uzyskała energię, dzięki której zauważalne było samoniesienie, które, co więcej, wcale jej nie zmęczyło, a wręcz przeciwnie, poprawiło wydolność treningową klaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz