Konie: Zeniba, Suburbia, Val di Fiemme, Casal Ask, Cochise, Estee Lauder
Jeźdźcy: Arianna Franco, Ilaria Caravaggio, Chanel Anemone, Leonardo Riario, Boksi, Elvia Savanage,
Trener: Ilaria Caravaggio
Cel: Teren kondycyjny / rozbudowujący tkankę mięśniową
W końcu nastał dzień obiecanego terenu, połączonego z treningiem kondycyjnym. Nie miał on zająć więcej niż półtorej godziny, jednak do pokonania mieliśmy parę ładnych kilometrów. W planach miałam parę górek, a także sporo galopów, kształtujących sylwetkę koni. Ustawiliśmy się w zastępie. pierwsza jechałam ja na niewzruszonej Suburbii, następnie za mną Boksi na Cochise, która już nieco się ogarnęła, po kilku dniach w ośrodku, dalej Arianna na Zenibie, Chanel na Val di Fiemme, który nic nie robił sobie z ustawienia za klaczą, potem Casall Ask i Leonardo oraz na samiutkim końcu mały Estee z Elvią, która uparła się, że chce jechać w teren na kucyku. Wszyscy założyli specjalne ochraniacze do pracy w terenie, a także osoby na koniach ujeżdżeniowych tym razem jechały w siodłach wszechstronnych lub skokowych, ja sama pozwoliłam sobie na wytok, ponieważ Suburbia na początku, ekscytując się terenami lubiła wysoko się nosić. Nie mniej jednak wyjechaliśmy po godzinie ogarniania koni, sprzętu i nas samych, tuż przed południem. Ruszyłam obierając na początku kierunek raczej w głąb lądu oraz omijając kamieniste dróżki, jechaliśmy wśród pachnących pól lawendy, na razie stępem, rozmawiając głośno i pozwalając by konie dobrze się rozstępowały. Estee co chwilę musiał przyspieszać kroku, by dogonić ogromnego konia przed nim. Konie wydawały się zrelaksowane i rozluźnione. Gdy tylko wyszliśmy na nieco większe pustkowie czyli pola uprawne winiarni, zaczęliśmy kłusować prosto przed siebie, między grzędami winogron. Na początku na dość luźnych wodzach, by wszyscy dość dobrze się rozeszli. Na razie wszystko odbywało się bez większych problemów, mimo iż Sodi nadawała nieco zbyt szybkie tempo. Oddałam jej lekko wodzę, podpierając delikatnie łydką, a klaczka spokojnie i ufnie oparła się na mojej ręce. Również nieco rozluźniłam się w krzyżu, ciężej siadając w siodło tak, by jadąca za mną Boksi mogła mnie dogonić. Jej klaczka na pierwszy rzut oka bardzo dobrze czuła się terenach, zapewne przez treningi crossowe, śmiałabym nawet stwierdzić, iż o niebo lepiej niż na placu, była o wiele bardziej swobodniejsza w ruchu, czego nie można było za to powiedzieć o Val di Fiemme, który energicznie pędził z Chanel wyprzedzając spokojną, zrównoważoną Zenibę przed nim, Chanel próbowała go nieco skupić na sobie długimi półparadami, jednak ogier w przypływie poczucia wolności znalazł się tuż przy mnie. Spięta dziewczyna niemalże nie była w stanie nic zrobić, dlatego też poleciłam przejście do stępa tak, by mogła wrócić na swoje miejsce. Arianna podpowiedziała parę rzeczy Chanel, chociaż głównie chodziło o to, żeby się nieco uspokoiła, opanowała swoje ciało, a wtedy będzie w stanie ogarnąć również ogiera. Jeszcze raz przeszliśmy do kłusa, gdy Elvia na Estee znalazła się nieco bliżej zastępu, jednak nie potrwało to długo ponieważ zaczęliśmy wjeżdżać pod stromą i długą górę, która otoczona była dość gęstym, jak na nasze warunki lasem, a droga stała się nieco bardziej kamienista. Zwolniliśmy więc, podnieśliśmy się do półsiadu i powoli zaczęliśmy podjeżdżać pod górę. Bywały momenty, iż robiło się całkiem płasko, a wtedy mogliśmy nieco odpocząć, jednak cały podjazd zajął nam dobre dwadzieścia minut, a gdy ostatni koń wdrapał się za resztą po najbardziej stromym odcinku, stanęliśmy na chwilę, by złapać oddech i poklepać konie. Już wtedy przed nami rozciągał się przepiękny widok na może i jedną z nielicznych, piaszczystych plaż niemalże u stóp, dzieliła nas tylko stroma droga z góry oraz niecałe pięćset metrów wśród kolejnych lawendowych pól. Odchyliłam się do tyłu, chcąc zejść w dół po stromiźnie, jednak nieco niedoświadczona Sodi nie chciała zrobić nawet jednego kroku w dół, na przód pojechał Leo na dzielnym Casallu. Val di Fiemme, gdy nieco się zmęczył podjazdami, momentalnie się uspokoił i słuchał każdej wskazówki Chanel. Pozoliłam sobie ustawić się nie tylko za Casallem, ale także Zenibą, która matkowała Suburbii, a także Cochise, która nadal świetnie sobie radziła w tak trudnym terenie. Chętnie pokonywała wszystkie przeszkody i schodziła z góry chyba z największą lekkością. Zeniba stawiała powoli, bardzo uważnie nogi, ale także Arianna starała się patrzeć za nią, by jej mocna budowa nie przeszkodziła jej, gdyby się potknęła, a także zwracając szczególną uwagę na delikatne nogi konia ujeżedżeniowego. Tym razem zjazd z górki zajął nam nieco więcej czasu, ponieważ szło to o wiele bardziej mozolnie. Mimo krótkich nóżek także Estee stał się także ekspertem i niemalże w kłusie schodził do dołu, co na pewno dość zaskoczyło Elvię, ale w bardzo pozytywny sposób. Gdy już zeszliśmy, pozwoliłam nam na chwilę wytchnienia, znowu wyjechałam na przód, po czym dałam znak do kłusa, by konie się lepiej rozgrzały. Droga prowadziła nas po małych górkach, które pokonywaliśmy już jednak bez zwalniania, ponieważ było to dobre ćwiczenie nie tylko na nogi koni, ale także całą tkankę mięśniową, a także kondycję. Po dwustu metrach podłoże wyrównało się, jednakże do samej plaży prowadziła bardzo kręta i wąska dróżka wśród drzew, którą także pokonaliśmy w kłusie, ćwicząc skrętność oraz elastyczność koni. W końcu krzyknęłam, że przechodzimy do stępa, a także poprosiłam by wszyscy na chwilę dali swoim podopiecznym długą wodzę. Słońce zaczynało mocno grzać, jednak gdy tylko wśród zachwytów ludzi wjechaliśmy na plażę, omiotła nas delikatna, przyjemna, morska bryza. Podjechaliśmy blisko morza.
- Kto chce może wjechać do wody, ponieważ nie ma zbyt dużego wiatru, jednak nie polecam dzisiaj pływania, ponieważ potem możecie mieć problem ze sprzętem, na pławienie przyjedziemy na oklep, wieczorem albo jutro rano.
Cochise niemlaże od razu wparowała zadowolona z Boksi do wody, pokazując, że prawdziwy koń crossowy nie boi się niczego, a wręcz odwrotnie, przyjmuje wyzwania z entuzjazmem. Zaraz za nią do wody wszedł zadowolony, malutki Estee z Elvią, jednak niezbyt głęboko, ponieważ El szybko miała wodę prawie po kolana, potem za nim Casall Ask dumny jak paw, zapewne chcąc pokazać, iż wcale nie jest od nich gorszy, Zeniba wraz z Arianną tylko tyle, by nie daj boże zamoczyć ochraniaczy, Suburbia nieco się na początku wahała, ponieważ nie była pewna czy morze przypadkiem jej nie zje, jednak po kilku sprzeczkach wjechałyśmy do wody, a im dalej szłyśmy, tym wydawało się, że Sodi bardziej się to podoba, więc prawie wywiozła mnie wgłąb morza. Tylko Val di Fiemme kręcił się przy brzegu z boksi i niby chętny i zdenerwowany próbował wejść, jednak widocznie nie do końca był przekonany, ostatecznie wariując i galopując przed nami. By ogier nieco się uspokoił Elvia na Estee wyjechała do niego, a my skończyliśmy dość szybko się moczyć, gdy konie nieco ochłonęły po górce, przyszedł czas na galop. Ustawiliśmy się w równym rzędzie na całej szerokości plaży, oczywiście kłócąc się, a na końcu losując, kto będzie przy samym brzegu morza i ustaliliśmy, że będziemy się ścigać, aż do drzewa, które rosło wysoko na skarpie jakieś dwa kilometry dalej. Ruszyliśmy galopem na znak, chociaż oczywiście nie obyło się bez falstartów. Początkowo Estee niemalże biegł równo z nami, a Elvia próbowała wykrzesać z niego resztkę jego sił, jednak krótkie nóżki i dość głęboki piach mu nie sprzyjały, Zeniba w całej swojej okazałości i świetnym ruchu, nie potrafiła także wykrzesać na dłuższą metę wyciągniętego galopu, ostatecznie powoli, w skupieniu idąc przed siebie, jednak nadal kilkadziesiąt metrów przed Estee, następnie kolejną osobą od tyłu byłam ja, chociaż Suburbia nieco bardziej się wyciągnęła i rozluźniła, co poprawiło mocno jej wykrok do przodu, a także mocniej zaangażowała zad na tyle, że znalazła o niebo więcej energii, co nie pozwoliło jej na prześcignięcie Coschise, która była daleko przed nią, wydawało się, iż piach wcale nie sprawia jej większego problemu, co nie zmienia faktu, że nie miała szans z idącymi łeb w łeb Casallem Ask i Val di Fiemme. Chanel i Leonardo zacięcie raz po raz prześcigali siebie na wzajem , nie pozwalając jedne drugiemu na wygraną. Ostatecznie dosłownie o milimetry wygrał Val di Fiemme, co Anemone skomentowała bardzo dosadnie wyśmiewając się z Leo. Powli dogalopowaliśmy do wygranej, gratulując jej i obiecując za wygraną wino, co zresztą powiedział sam Leonardo, czując jednak wewnętrzną gorycz, że nie udało mi się o nos prześcignąć dziewczyny. Ucierpiała na tym trochę jego męska duma.
Do stajni mieliśmy jeszcze nieco ponad kilometr, jednak po tak wyczerpującym galopie w głębokim piachu, pozwoliliśmy sobie na długą i spokojną drogę w stępie na luźnej wodzy, musieliśmy wjechać jednak z powrotem na górę, wiec tam znów zrobiliśmy półsiad, by było koniom nieco łatwiej. Była to jednak niewielka skarpa łącząca plażę z wyżej położonymi terenami uprawnymi, przejechaliśmy przez znajomą winiarnię, gdzie Leo poprosił zaprzyjaźnionego właściciela o obiecane wino. Mężczyzna popatrzył na naszą grupę z niepokojem, jednak dał nam kilka kazań, byśmy czasem nie pili na koniu i Leonardo wracał z ciemną butelką w ręce. Konie wyglądały na wyraźnie zmęczony, nie był może to długi i najbardziej wymagający teren na świecie, jednak zdecydowanie mocno poddawał próbie mięśnie koni oraz ich kondycję, Teraz niemalże wszystkie wracały do stajni z opuszczonymi łbami. Tylko Estee z Elvią nadal męczył się, by dogonić i tak mozolny stęp większych od siebie. Wjechaliśmy na teren stajni, gdzie przywitała nas Effie, która właśnie siodłała na trening Prisonera, a my porozjeżdżaliśmy się do swoich boksów, by spokojnie rozebrać konie, a następnie jeszcze raz obmyć je w myjce, ponieważ słońce zaczynało coraz mocniej grzać w ten upalny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz